wtorek, 21 października 2014

Pozwól mi dorosnąć...Kiedy zacząć uczyć dziecko samodzielności?

Od jakiegoś czasu, obserwując dzieci, zauważamy, że są one mniej samodzielne.  
Pierwszaki nie umieją zjeść widelcem i nożem, ubrać się w szatni, zasznurować butów, wyciąć nożyczkami najprostszego kształtu, a nawet umyć rąk. Często widzimy, że gdy w pobliżu jest dorosły, on właśnie wykonuje te "skomplikowane" czynności za dziecko... 
  
Często nie zauważamy problemu , jednak nie zmienia to faktu , że on istnieje. 



Samodzielność dziecka jest dość trudna do osiągnięcia… ale  wychowywanie dzieci to nie tylko samo  rozpieszczanie i trzeba się z tym pogodzić. Samodzielne dziecko będzie sobie lepiej radziło w przyszłości - będzie odpowiedzialne, będzie potrafiło podejmować własne decyzje i bronić swoich racji. Samodzielność wpływa pozytywnie także na samoocenę dziecka. 
Znacie to??? 

Rano pobudka, wszyscy ganiamy z kąta w kąt, w pośpiechu się ubieramy, jemy by zdążyć .. do pracy, szkoły, przedszkola. 
W przedszkolu wpadamy już „zupełnie spóźnieni”, poganiamy córkę/syna, czym prędzej je rozbierając, wkładając za nie ubranka do szafeczki a na sznurowaniu bucików kończąc...

Nie wiem, czy wiecie,że często my-mamy mylimy pomaganie z wyręczaniem, a kiedy zaczyna nas to wszystko przytłaczać, zaczynamy zdawać sobie sprawę,że tak na prawdę na własne życzenie wpadłyśmy w błędne koło...Już wiemy gdzie popełniłyśmy błąd, jednak absolutnie nie mamy pomysłu jak go naprawić, aby dziecko nie odebrało tego jako "odepchnięcie"- celowe działanie na jego szkodę. Potem dochodzi do tzw.wyrzutów sumienia,że już się nie "pomaga" dziecku ( a w rzeczywistości nie wyręcza)  i to dziwne kłębiące się w nas poczucie,że jest się niepotrzebną lub złą matką...Niestety wiele mam po tym  wraca do dawnych nawyków, poniekąd krzywdząc tym swoje pociechy.
Dlaczego?                                                                                                         
Ponieważ:
Chowanie dziecka pod kloszem może w efekcie spowodować, że dziecko: 
  • nie będzie w stanie podjąć żadnej samodzielnej decyzji; 
  • w końcu pojawi się bunt przeciw tobie, mimo że chciałaś dobrze; 
  • będzie za każdym razem czekało, aż ktoś inny podejmie za nie wszystkie życiowe decyzje. 

Wyręczane dzieci mogą stać się (ale oczywiście nie muszą) po prostu leniwe. Z pewnością w życiu im łatwo nie będzie.  Później dziecko może mieć trudności z identyfikowaniem się z tymi czynnościami  w których im nazbyt "pomagamy", wówczas pozytywna ocena nie ma takiego wymiaru jak ta, która została osiągnięta poprzez własny wysiłek. Poza tym, takie dzieciaki tracą okazję do radości z osiągniętego sukcesu, satysfakcji z osiągniętego celu, radości bycia pomocnym. 
Trenujmy dzieci w wysiłku, niech postoją w tramwaju, niech pojadą z nami dalej rowerem, niech przejdą jeden przystanek, niech poniosą niewielką torbę z zakupami. Naprawdę warto. 

Tak więc na każdym etapie rozwoju dziecka jeśli jest taka możliwość, powinnyśmy uczyć nasze pociechy jak najwięcej i jak najczęściej SAMODZIELNOŚCI. Dostarczy nam to wiele satysfakcji i da powody do prawdziwej dumy, a korzyści jakie ma z tego dziecko, świadczą tylko o tym,że nie jesteśmy złymi, nieczułymi i  wyrodnymi....matkami.

Bycie czułą i opiekuńczą, nie polega na załatwianiu wszystkiego za nasze dzieci. 

Wiem z doświadczenia, że nie da się chyba tego etapu pominąć w pełni...Jednak w momencie kiedy odkrywałam jak wiele radości dostarczają moim dzieciom takie codzienne czynności wykonane przez nich samych, starałam się stopniowo dawać im coraz więcej możliwości i szersze pole do popisu.
Zaczynaliśmy od prostych czynności takich jak samodzielne:

-poprawienie poduszek lub kołdry 
-nabranie pasty na szczoteczkę do zębów
-odłożenie do zlewu talerza/kubka itp. do zlewu
-podcieranie tyłka-tak! samodzielne próby- za pomocą chust.naw.( bo inaczej z praniem gatków bym nie wyrobiła :D )
-ubieranie się/zapianie zamków w kurtce,spodniach/lub guzików
-smarowanie chleba masłem (nóż niemalże jak jednorazowy plastikowy-no coż :D )
-zakładanie/sznurowanie butów
-wynoszenie brudnych ciuchów do kosza na pranie
-sprzątanie po sobie zabawek! :D (dziś moje dzieci wiedzą,że jeśli po sobie nie sprzątną tego czego używały-to i długo się tą zabawką nie pobawią przez kolejnych parę dni) Trzeba być konsekwentnym inaczej nici z przedsięwzięcia... A dzieciaki mają nas wówczas jak pajaca -na sznurkach,gdy zobaczą,że mogą nas złamać płaczem, jęczeniem lub proszeniem.


To było na samym początku, jednak nie na hura! Wszystko to wprowadzałam stopniowo i  systematycznie, aby moje dzieciaki nie odebrały tego jako swego rodzaju "atak"  na nich, aby nie poczuły się gorsze,ponieważ jeszcze tego nie robiły...Aby nie myślały,że wylewam nie swoje frustracje...No bo przecież, do tej pory mama była: mamą -nianią,kelnerką, bojem hotelowym, tragarzem,pokojówką, babcią klozetową z tytułem zawodowej "podcieraczki", "myśliwym"-ja nic nie wiem nie umiem-to mama wymyśli, do tego budzikiem z funkcją naszykuj, nakarm,ubierz,zaprowadź, rozbierz itd; 
A tu nagle my? My sami to wszystko teraz? 
Tak, to wszystko sami, jednak stopniowo....

Dziś moje dzieci chwalą się,które z nich zrobiło coś szybciej, lepiej, lub coś nowego. Taaaak! Teraz mogę powiedzieć,że są "pożytecznie kreatywni", więc jeśli chce się im pić ,a ja w tym momencie mam chwilę sam na sam z muszlą w WC! To nie biegną i nie dobijają się do drzwi, prosząc o nie.
Jeden(starszy)przysuwa krzesło,ściąga dwa plastikowe kubki, drugi je przechwytuje i nalewa picie z dzbanka, tudzież przegotowaną wodę z czajnika(elektrycznego).
Mogłabym długo wymieniać, co jeszcze potrafią, a lista była by długa.Jednak jest coś,  najpiękniejszego dla moich uszu-i są to  słowa jakie usłyszałam od obojga moich rodziców. Które są dla mnie dowodem,że udało mi się nauczyć wiele swoje dzieci, nie "zabierając" im przy tym "dzieciństwa". (Jak wiele osób argumentuje takie o to praktyki)
Słowa brzmiały( i dźwięczą  mi w głowie i uszach nieustannie):
"Kochanie, ty ze swoją siostrą nawet w połowie nie byłyście tak samodzielne jak twoje dzieci teraz, naprawdę, aż jesteśmy z ciebie bardzo dumni".

Być może, pomyślicie,że to nic takiego, ale to było szczere...zważywszy,że zawsze(zwłaszcza od mamy) słyszałam,że wiele rzeczy robię nie tak(nie tak jak ona, ale co tam)że nie mam za bardzo pojęcia o wielu rzeczach( no nie! bo skąd!z poradników?z opowieści!?, nikt nie ma! nabywa pojęcie jakiekolwiek z czasem, rodzice i dzieci uczą się siebie nawzajem!Nie ma złotego idealnego instruktażu co do wychowywania, są tylko czasem pomocne wzorce, od których można zacząć)itd...
No standard, każdy wie lepiej i umie lepiej, tylko nie ja, nie taka "młoda" (18 lat! pierwsze dziecko) jak ja.

A tu nagle taki strzał! Od obojga, to tak jak by przyznanie mistrza,że uczeń okazał się lepszy. Dla mnie to bardzo wiele,teraz wiem,że rodzice nie tylko mnie kochają i poddają ocenie :D ale również dostrzegają moje starania i potrafią mnie docenić :)






Pozdrawiam i życzę samodzielnego dążenia do własnych "sukcesów wychowawczych"  ;)

piątek, 17 października 2014

Mamamija: Bonifacy, Serwacy,Pankracy...czyli jakie imię dla ...

Mamamija: Bonifacy, Serwacy,Pankracy...czyli jakie imię dla ...: Jeżeli nie masz chęci czytać całości artykułu, a zależy Ci jedynie na imionach-znajdziesz je na samym końcu tego tekstu. Imię kiedyś...

Bonifacy, Serwacy,Pankracy...czyli jakie imię dla dziecka, by było oryginalne ale nie ośmieszające?

Jeżeli nie masz chęci czytać całości artykułu, a zależy Ci jedynie na imionach-znajdziesz je na samym końcu tego tekstu.


Imię kiedyś jako takie nie istniało, w dawnych czasach ludzi obdarzano "przezwiskiem" z którym później daną osobę kojarzono...Z upływem czasu, zaczęto nadawać imiona... Jednak, 
początkowo nie nadawano ich na stałe. W wielu kulturach pierwsze imię nadane po urodzeniu zmieniano w czasie "aktu wprowadzenia do dorosłej społeczności" czy innych obrzędów inicjacyjnych. 
Zwyczaj nadawania imion ma źródła religijno-magiczne lub rodowe. Obecnie dawne funkcje imion są w zaniku, powodem tego jest oderwanie większości z imion od ich znaczenia, po prostu nie są,lub przestały być one rozumiane, tłumaczone.

Była strona magiczna, teraz nieco od strony religijnej...Rodowej chyba nie trzeba tłumaczyć ;)

Co więc o imieniu mówi biblia? 

Znaczenie niektórych wyrazów w Biblii jest inne niż w języku potocznym, Do takich wyrazów należy właśnie wyraz "imię". Dla nas jest to w czasach obecnych nazwa jakiejś jednostki,służąca do jej identyfikacji, czyli odróżnienia jej od wszystkich innych jednostek. 
W Biblii imię to coś znacznie więcej.
Bóg nadawał ludziom nowe imiona, ilekroć następowała zmiana ich osobowości lub treści ich życia.
Według Biblii imię jest to całokształt tego wszystkiego, co daną istotę charakteryzuje,a więc kim taki człowiek jest, co sobą reprezentuje, zatem też jej charakter,dążenia, posłannictwo itd. (chyba najlepszym przykładem jest 12 Apostołów, którym Bóg nadał nowe imiona).

Więc co z nami rodzicami? Czym my się kierujemy? Nie da się ukryć,że większość rodziców nadaje dzieciom imiona ze względu na ładne brzmienie lub aktualnie panującą modę. 
Niektórzy rodzice wybierając imię chcąc by pasowało ono do ich nazwiska, co jest też zrozumiałe, bo wiadomo,bywają różne nazwiska... 

Ludzie mający jedno dziecko dziecko, aczkolwiek spodziewający się kolejnej pociechy często chcą aby imiona rodzeństwa nie odbiegały od siebie znacząco. Np. jeżeli nazwali córkę Anastazja, to chcą nadać kolejnej córce imię o podobnym "wydźwięku" np.Aleksandra.
Rzadko zdarza się zestawienie typu Nadia i Zosia...Lub Leo i Jaś, czy też mieszane...Ania i Leonard, bądź Xavier i Kasia.

Czasami też "pochodzenie" odgrywa rolę przy doborze imienia. Niektórzy chcą wybierać z imion typowo słowiańskich, inni chcąc czegoś "obco" brzmiącego przebierają w imionach angielskich, czasem wschodnich, lub skandynawskich...

Jedno jest pewne, nasze dzieci są dla nas wyjątkowe i tak też chcemy by postrzegał je świat, dlatego szukamy przede wszystkim imion unikatowych, oryginalnych nie będących jednak ośmieszającymi, bo chyba nikt nie chciał by aby ich dziecko stało się obiektem drwin, dorosłych i rówieśników z powodu tego jak się nazywa.
 
Również to jak brzmi imię zdrobniale,jakie ma znaczenie, lub ze wzgląd na jaką osobę,która zapadła nam szczególnie w pamięci,ma wpływ przy wyborze.

U nas wybór był prosty, pierwszy syn nazywa się Jakub (Kubuś), dlatego,że do zabawnych faktów zaliczam ten,iż to ja miałam być chłopcem... :P Tak więc miałam być Jakubem :D a że nie wyszło jestem Angeliką ;)

Mój drugi syn, ułatwił nam to nieziemsko, od momentu w którym się urodził po dzień dzisiejszy jest tak radosnym i uśmiechniętym facetem,że gdy oboje z mężem patrzyliśmy na jego radosną buźkę, wiedzieliśmy,że imię jakie do niego pasuje to nie Czarek jak chcieliśmy przed narodzinami, tudzież Szymek, a jedyne i najlepsze to Radosław (Raduś).

Zaś przy ostatnim dziecku, gdzie nastawieni byliśmy raczej na chłopca...Pojawiła się córka.
I tu nie wiem skąd, ale kiedyś mój tata, zaproponował takie imię(kiedy USG nie pokazywało jeszcze płci Radka i myśleliśmy,że być może to panna) no i owe imię to Adrianna (Adrianka).
 
Moja trójca-z czego każde ma po dwa imiona. Jakub po tacie, Radosław po dziadziu, Adrianna po babci.

Jakub Adam 
Radosław Antoni 
Adrianna Małgorzata 

i na domiar wszystkiego są to w 100% skarby, patrząc chociaż by na nazwisko ZŁOTEK. Tak więc mogę rzec,że czuję się bogatą osobą mając w domu tyle złota ;) taki mój mały-wielki skarb :D

A poniżej imiona dla dzieci- mamy jakichś niezdecydowanych?Jeśli tak to poniżej może znajdziecie coś dla siebie...a raczej waszych pociech :)
 


DZIEWCZYNKI:                                                                                                      

-Liwia
-Ligia
-Laura
-Lidia
-Liliana
-Łucja
-Estera
-Elwira
-Ksenia
-Karina
-Ariana
-Aniela
-Alicja
-Aurelia
-Marika
-Irka
-Irmina
-Nina
-Elena
-Sonia
-Sabina
-Wanda
-Lukrecja
-Bianka
-Tamara
-Kornelia


CHŁOPCY:

-Ksawery
-Krystian
-Konrad
-Maksym
-Marcel
-Maksymilian
-Norbert
-Natan
-Robert
-Leonard
-Jeremi
-Oskar
-Olaf
-Gracjan
-Tymoteusz (Tymek)
-Tymon
-Julian 
-Julek
-Jeremi
-Cyprian
-Cyryl
-Cyrus
-Ireneusz (Irek)
-Gabriel (Gabryś)
-Hubert
-Wincenty




A na koniec quiz...
Sprawdź, czy wiesz jakie psychologiczne znaczenie ma imię i nazwisko oraz jakie ciekawostki się z tym wiążą.






piątek, 10 października 2014

Halo!!!!Przecież kura zniosła jajo!!!!

Halo!?Patrzcie!Nie patrzycie!!?Halo!!!!Przecież kura zniosła jajo!!!!


Siedzi teraz kwoka,dumna z jaja na grzędzie i czeka, na opinie, komentarze pochlebne, siedzi i wypatruje publiczności wszędzie!
Nikogo nie było!? Nikt nie pochwalił, ni słowa?
Nie zostawił „komenta” jaka z niej zdolna kwoka?
Cicho...
głucho...
pusto wszędzie....oooo....zaraz....
może coś jednak będzie...
I nic!
A ta druga kwoka, (gdacze nasza gwiazda lekko obruszona),co zniosła jakieś tam jajo nie warte by zawiesić na nim choćby pół oka!!!
Tam piszą, lubią i chwalą...że taaakie zniosła jajo!(chyba naszą dumną kwokę trochę zabolało...)
Halo??!! Nadal nie patrzycie!???
Oj biada wam biada, jeszcze zobaczycie!!!!



STOP!NIE KRYTYKUJ INNYCH ZA TO NA JAKI TEMAT PISZĄ.OCENIAJ CO NAJWYŻEJ WARTOŚĆ MERYTORYCZNĄ TEKSTU.

Mam nadzieję,że wytrwaliście do końca mojej krótkiej bajeczki...Ciekawi mnie także, czy już wiecie o co chodzi i z jakiej to beczki??

Miało być już dawno i zupełnie o czym innym....Jednak po tym, z czym mam ostatnio do czynienia na stronie gdzie zamieszczamy i udostępniamy swoje wpisy (Matki blogujące) dopadło mnie zwątpienie czy to w ogóle ma jeszcze sens!!!!

Oto konkrety!!!
Wiemy wszyscy,że niespełna parę dni temu, odeszła znana młoda aktorka i matka trójki dzieci przede wszystkim! Wiemy, bo nie sposób było nie zauważyć zasypanych tą tragiczną informacją portali internetowych, naszych własnych ścian na FB, wiadomo, telewizja również o tym wszystkim huczała!
Pewnie zastanawia Was, po co teraz ja o tym wspominam, skoro wiedzą już wszyscy! Właśnie dlatego,że zaczęły się kolejne dziwne, jak dla mnie w większości bezzasadne przepychanki, krytykowanie, oczernianie i obrażanie się na wzajem! Właśnie z powodu wyżej wspomnianego wydarzenia.
Wiele blogujących osób wzburzonych pewnym faktem pieniło się rzucając oskarżenia,oczerniając i snując wywody na temat innych blogerek, które dodały posty dotyczące śmierci Przybylskiej.

Nie rozumiem zupełnie tego oburzenia, nie mam pojęcia skąd wezbrało w nich aż tyle złych emocji! A może ja się mylę i strefa jaką jest grupa Matek blogujących nie służy do tego by umieszczać tam wpisy, w których zawarta treść jest publikowana na forum po to aby się z kimś tą treścią dzielić...?
Może teraz są jakieś tabele i wykazy tematów o których wolno pisać,a których się „czepiać” pod żadnym pozorem nie wolno? Być może coś mi umknęło...

Czytając wypowiedzi tych wielce oburzonych ekspertek i ekspertów, ręce mi opadały. Czasem czytałam kilka razy na głos ze zdumienia,że ktoś był w stanie w taki sposób komentować, ba! nawet tworzyć z tej oto przyczyny oddzielne wpisy na własnych blogach...

Strach czymkolwiek się dzielić, strach pisać otwarcie na tematy które nas nurtują, o których chcemy najzwyczajniej się wypowiedzieć....Strach przed pseudo moralnymi cenzorami, którzy ze wszystkiego i z niczego zrobią problem.

Co takiego niestosownego jest w tym,że wiele blogujących pań pisało posty właśnie o śmierci Anny Przybylskiej?!
Są to również matki dla których był to duży szok, bo nie na co dzień słyszy się,że umarła młoda, dotąd zdrowa pełna energii aktorka i matka trójki dzieci przede wszystkim!!! (to są koszty bycia osobą medialną, o zwykłych kobietach które spotkał podobny los przecież na co dzień nie usłyszymy, co jest logiczne!).
Więc po co oburzone strażniczki moralności tak bardzo przejęły się tym,że ktoś inny pod wpływem emocji jakie w nich wzbudziła ta przykra informacja, w chwili refleksji poruszył ten temat!?
To całkiem naturalne zachowanie! Jeżeli jesteś matką i masz własne dzieci to oczywiste,że troszczysz się i martwisz o nie, więc w momencie gdy słyszysz taką tragiczną wiadomość może dopaść Cię chwila strachu, w której będziesz utożsamiać ją ze sobą, zaczniesz myśleć i zastanawiać się co jeśli to spotkało by mnie.
Nie jest dla mnie więc nienormalne,gdy ktoś nagle zaczyna snuć refleksje o śmierci, o życiu odnosząc się bezpośrednio do tego wydarzenia.
Być może wielu osobom zasiało to w głowach wielki zamęt i nie daje spokoju, a w momencie gdy o tym napisały- dzieląc się swoimi obawami i przemyśleniami, właśnie w ten sposób dawały upust uczuciom...
Oczyszczały się z takich przykrych emocji, pozbywały się strachu czy obaw jakie ich dopadły...

Sama nie mogłam przez ostatnie dni wywalić z mojej głowy tego co się stało. Śmierć Przybylskiej i sama myśl jaki ból przeżywają jej bliscy,oraz okrutna świadomość jak bardzo przeżywają tą stratę dzieci przez dłuższą chwilę „dotkną” mnie osobiście...
Od wielu lat choruję nieuleczalnie( a jedynie „zaleczalnie”,co i tak odbywa się dużym kosztem,ze względu na skutki uboczne takiego zaleczania)i właśnie to co spotkało św. pamięci Przybylską oraz jej rodzinę, wstrząsnęło mną ze zdwojoną siłą....Zmusiło do wzmożonego myślenia,porównywania i utożsamiania własnej sytuacji zdrowotnej i nie tylko, więc po raz kolejny mówię: nie dziwią mnie takie reakcje innych w większości zdrowych matek piszących o tym, oraz skłaniających do jakichkolwiek przemyśleń czy refleksji, lub ogólnie komentujących całą „sprawę”.

Stąd moje zwątpienie, gdy czytam,że ktoś wspomina o cudzej tragedii - śmierci, bo chce zyskać rozgłos własnego bloga, aby był bardziej poczytnym niż dotąd... To jest jak najbardziej nie na miejscu i wydaje mi się,że poprzez taką krytykę, sami tak naprawdę chcą nie jako „zabłysnąć”...
Jednak nijak ma się to odnośnie dobrego smaku i moralności na które się zazwyczaj powołują, zaczynając,że nie wypada itd...Kiedy krytykuje się ludzi za wyrażanie ich opinii, nikomu nie szkodzącej...tylko dlatego,że już wcześniej było o czymś pisane, a przy tym zarzuca się z góry,że jest to robione dla publiki, komentarzy, oraz „popularności”, to są to dla mnie jedynie bezpodstawne oszczerstwa,osób tak naprawdę „walczących”i zazdrosnych nie wiadomo o co...Może o ten „niby rozgłos”?


Jeżeli teraz zaczniemy krytykować za wybór tematu, o którym chcemy pisać, to niedługo w ogóle przestaną pojawiać się posty....
Bo o ile nie przeszkadza to, że większość z blogerek pisała np. na temat : „co niezbędnego wziąć na wakacyjny wyjazd z maluchem”, lub „nocne wstawanie”, czy też najpopularniejszy temat- „karmić piersią czy butelką”...
To skąd nagły przypływ krytyki odnośnie pisania swoich "przemyśleń" itp. do tematu śmierci znanej mamy i aktorki?
Zazdrość?
„Hejtowanie”?
Czy wymyślanie tematu pod cudzy temat?

Nie zachowujmy się jak "kwoki", po co gdakać i zmuszać innych by gdakli tak jak my...O ile rozumiem komentarze w tym wypadku pod takimi postami, to zakładanie odrębnych tematów aby skrytykować inne blogi za podjęcie tego nie innego TEMATU, to już błazenada!

Mój blog, mój wybór,więc piszę o czym chcę....Inaczej to przestaje mieć sens,nie uważacie podobnie?



Jest wolność słowa...więc wolno mi powiedzieć...Pozdrawim ;)